






Z tego co wiem, podstawą szybkiego śniadania, czy posiłku na wynos to właśnie są pierożki na parze z różnym nadzieniem, czy to wieprzowina, kurczak czy wersja wegetariańska.
Wracając do pierożkarni, małe okienko, zaparowane szyby nic nie widać, podchodzę wkładam głowę przez małe okienko a tam dwie panie uśmiechnięte. Ciężko z głowową włożoną do mikro okienka złożyć zamówienie, pani uśmiechnięta z kąta bierze tyczkę z końcówką do ściągania wody i zamaszystymi ruchami odsłania całą szybę a tam pojawia się menu które jest zawieszone i ładnie podświetlone.
Oczywiście z czym te pierożki nikt nie wie. Jedynie cena i przekrój pierożka widoczny na zdjęciu. Wybór skromny, trzy rodzaje pierożków, trzy zupki jakie też nie wiem :) Na pierwszy test chińskiego jedzenia oczywiście poszły pierożki, wziąłem po dwa z 2 rodzajów jakich nie wiem, pani zapakowała je w reklamóweczkę. Pierożki bardzo smaczne, nie zawiodłem.
Wieczorem spacer po okolicy, później obiadokolacja.











U nas mamy podziała na styl romański, barokowy, secesyjny i wiele wiele innych, a tam wszystko na jedno "kopyto". Tyle tysięcy lat a wszystko wygląda tak samo, są ponoć jakieś małe "smaczki" ale zwykły śmiertelnik nie widzi różnicy. Odwiedzając jedną świątynię możemy być pewieni, że następna będzie praktycznie tak samo wyglądać :)

































Po posiłku udajemy się na pokaz - przedstawienie "Kung-Fu Show" - interesujący pokaz chińskich sztuk walki, jak jestem sceptycznie nastawiony na takie pokazy ten akurat był bardzo miły dla oka.












Niezliczone ilości wież wartowniczych, gdzie okiem nie sięgnąć wijący się mur. Oczywiście wspinaczka obowiązkowa, ciężko i to bardzo dla takiego mieszczucha jak ja :)
Raz się wspinasz po schodach, które są tak nierówne, że nie da się utrzymać tępa, raz musisz na stopniu dać jeden krok, raz dwa.
Schody różnej wysokości to sprawia, że chodzenie jest bardzo ciężkie, schodzenie też nie należy do najłatwiejszych - ręcznik a przynajmniej chusteczki do ocierania potu obowiązkowe ;)
Udało mi się dojść do trzeciej wierzy i dałem sobie dalej spokój, ciężko no i moja kondycja odbiega od ogółu, a zwątpiłem jak wyprzedziła mnie kobieta tak około 70lat w tempie chińskiego pociągu że aż powiał wiatr :)



















No tak zapomniałem wspomnieć że bez obsługi pałeczek to biały człowiek może z głodu umrzeć. Rozwiązaniem jest albo zabranie ze sobą widelca, albo zakupienie zupki chińskiej w dużym kubeczku a w niej znajduje się nasz upragniony "treasure" w postaci widelczyka składanego i takie rozwiązanie było co dla niektórych osób wybawieniem z pałeczkowej niemocy :)




Dworce są bardzo duże, czyste. Nawet w małych miejscowościach są zbudowane tak jakby miało tam tysiące ludzi przebywać w jednym czasie. Taki dworzec centralny z Warszawy to przy tych dworcach miniaturka :)

Są wyznaczone poczekalnie dla konkretnego pociągu. Pociągi są bardzo szybkie, czyste i do tego bardzo punktualne. Wagony przestronne, 2 + 3 miejsca w rzędzie.
Wagony nawet w czasie podróży sprzątane na bieżąco, co jakiś czas przechodzi pani która zbiera śmieci. Tak jak i u nas można kupić jedzenie, panie chodzą z gorącymi posiłkami, można też skorzystać z ichniego "Warsa", sprzedawane są też lody firmy Häagen-Dazs, ja sobie zakupiłem lody z zielonej herbaty - pycha :) Do tego w każdym wagonie znajduje się dystrybutor z gorącą wodą - bo Chińczycy popijają namiętnie herbatę zieloną oczywiście.
Praktycznie w każdym miejscu, czy to na dworcu, czy w pociągu znajduje się darmowy dystrybutor z gorącą wodą. Podchodzisz z buteleczką w której znajduje się herbata, zalewasz gorącą wodą i popijasz. W podróży często też widziałem ludzi którzy zalewają sobie "zupki chińskie". Bardzo smaczne sam testowałem, inny smak niż nasze "vifonki".














Góry Huang Shan pojawiają się również we współczesnych dziełach a mianowicie zainspirowały Jamesa Camerona, reżysera filmu Avatar z 2009 roku, wymienił je jako jedno ze źródeł inspiracji w tworzeniu fikcyjnego świata.
W górach przydaje się duża dawka wody, no i tutaj problem. Woda kupowana w butelkach jest tak jałowa, niesmaczna, że odechciewa się pić :)
Najwidoczniej brak jest mikroelementów - jedyna która przypomina w małym stopniu tą kupowaną u nas to woda Ganten Water Bottle. Inna ciekawostka to, że nie kupi się praktycznie nigdzie wody gazowanej. Na całej wycieczce tylko w Szanghaju i to chyba w querfurt na dziale z importowanymi rzeczami można dokonać zakupu wody "Perrier" :)
















Ten pan dźwiga butle, nawet jeśli puste to waga jakaś 11kg x 2 a bambus jak najbardziej wytrzymuje to obciążenie.



Tego wieczora nastąpiła moja przygoda z durianem, hm fanem tego owocu to ja nie zostanę, ale nie było aż tak źle. Smak na początku jak zaczynająca gnić cebula, ale z następnym kęsem ten smak się zmienia, na słodki bardzo aromatyczny. Zapach na dłoniach zostaje długo :) Co niektórzy mieli odruch wymiotny na sam zapach i chyba tylko mi on pasował. Z tego co się kiedyś doczytałem to albo się duriana kocha albo nienawidzi.
Testowałem tego wieczora kaczkę wprost od pana ze straganu. Bardzo przydaje się tłumacz google offline. Za jego pomocą zamówiłem kaczkę, pan ładnie mi ją "porąbał" na kawałki, wpakował do plastikowej reklamówki mniam.


No i tutaj wkraczam ja wpisuję w google translatora czosnek (大蒜) i Maciej z telefonem lata po sklepach, aż wchodzi właśnie do powyższej restauracji i tam pokazuje właścicielowi telefon. On uśmiechnięty każe przynieść czosnek i wręcza "testerowi" Maciejowi całą główkę. Maciej chce zapłacić za czosnek, wręcz nalega ale nie chcą przyjąć pieniędzy. Jakoś sobie nie wyobrażam takiej sytuacji w Polsce :)
To jest niesamowite jak wszyscy są uśmiechnięci, uprzejmi.





W wielu krajach jest owocem zakazanym w środkach transportu, hotelach czy samolocie.

Zasiedliśmy i zaczęły się zamówienia, na szczęście obrazki były, język angielki w menu także, więc nie było źle.
Kolega zamawia węża, no a że przewodniczka mówiła że takie wynalazki są bardzo drogie no więc się pytam czy jest świadom że to dużo będzie kosztować. No i zaczyna się zabawa. Jak się dogadać i się dopytać.
Wyciągam telefon i zaczynam pytać "tłumaczyć" z angielskiego na język chiński uproszczony. W drugą stronę on (kelner?) wyciąga swój telefon i tłumaczy z chińskiego na angielki, a zapomniałem dodać na wstępie należy zapomnieć o google - nie działa, poczta, youtube, wyszukiwarka jednym słowem google nie istnieje w chinach nawet jak macie dostęp w hotelu do internetu - sieci.
Wracając do węża, wreszcie kelner dzwoni do jakiej dziewczyny i daje mi swój telefon żebym porozmawiał o tym wężu. Okazało się że węża nie da się kupić na kawałek, należy zamówić cały od 1 do 3kg może ważyć i są w wersje, "special" i wersja "normal", gdzie wersja special kosztuje 800 juanów czyli w okolicach 500zł a wersja normal od 400-500 juanów. Czym się różnią te wersje nie pytajcie, zapewne wagą - sposobem podania a może i rodzajem węża.
No i na tym nasze zamawianie węża się skończyło poszło co innego na stół ;)
Czekając na potrawy tutejszy lokalsi zapragnęli z nami zrobić sobie foty, zapewne na chińskim facebooku pojawię się wiele razy bo zdjęć zrobiło ze mną kilkanaście osób na całej trasie wycieczki :)

Nie należy również zjadać wszystkiego, bo świadczy to że gość jest bardzo głodny i ostatecznie się nie najadł, ale za to trzeba spróbować wszystkich potraw.
Czasami mogą nas nawet nie wpuścić do restauracji bo jesteśmy w pojedynkę, bo jedzenie powinno odbywać się w większym gronie znajomych. Stoły w większości są okrągłe bardzo duże na stole znajduje się obracalna taca na której podawane są talerze z posiłkami, każdy sobie nabiera co che. Celebrowanie jedzenia jest bardzo ważne, w szkołach czy w pracy często przerwy na posiłki są aż dwu godzinne. Należy wybierać również restauracje w których są przynajmniej zdjęcia potraw bo dogadać się to raczej nie ma szans ;)





To chyba najbardziej rozpoznawalny i utytułowany film z Chin ostatnich lat. W 2001 zdobył aż 4 Oskary na 6 nominacji, do tego Złote Globy, BAFTA i wiele innych nagród. Inny filmem który zdobył większą liczbę oscarów bo aż 9 jest film "Ostatni cesarz", taka mała ciekawostka.





















Trochę zbierania, później zobaczyliśmy jak cały proces przygotowania herbaty wygląda. Proces ten jest bardzo prosty, zbieramy same wierzchołki małe listki, następnie liście są parzone w wysokiej temperaturze w wielkim woku a następnie na na "tarce?" wyrzeźbionej w kamieniu liście są zwijane, po zwinięciu następuje suszenie i tyle.
Na miejscu odbyła się degustacja oraz zakup herbaty, kupiłem sporą ilość: zieloną, jaśminową, chryzantemową (obecnie szał na chryzantemową, niesamowicie wyglądają plantacje między górami) oraz czarną.
Ceny spore ale mam pewność że w tym miejscu kupuję oryginał - cena prawie 190zł raz się żyje.
To jedyne miejsce gdzie wydałem kasę ;)











Oj tak REJS to za mało powiedziane, panorama Szanghaju ze statku zapiera dech i ta sentencja z pod loga wpisuje się w 100% w to co się odczuwa widząc to wszystko :)














Cóż daleko nam technologicznie i zarazem mentalnie do takich Chin.
























Coś co rzuca się w oczy to to że wszędzie w miejscach odwiedzanych przez turystów jedzenie czy picie jest tanie, nie do pomyślenia u nas czy w europie no bo zupa jakiś litr z makaronem + pak choi + mięso + przyprawy sos papryczki (na ostro a jak) i nie wiem co tam jeszcze było wpakowane, do tego wziąłem pierożki na parze (3 z krabem) + 3 pierożki z wieprzowiną i to za 68 juanów czyli jakieś 35zł nie do pomyślenia u nas.



















W "otwieraczu" są jedynie w podłodze małe szybki i to nie obok siebie a co pół metra :(










Cóż nie zaliczę tej część podróży do udanej bo co chwilę się budziłem i do Pekinu dojechałem zmaltretowany, problem jaki jest to to że człowiek chętnie by wziął prysznic przed dalszym zwiedzaniem, a tutaj niet.
Z pociągu udaliśmy się na śniadanie, zostawiliśmy walizy w przechowalni i dalej w drogę tym razem, trafiliśmy do centrum handlowego Silk Market gdzie triumfuje podróba :)
Od ciuszków, przez skórzane wyroby (chyba jedynie z nazwy), przez elektronikę również podrabianą, po roleksy na każdą kieszeń mydło i powidło.
Wracamy do hotelu gdzie następuje zakwaterowanie. Po szybkim odpoczynku i prysznicu grupka tym razem składająca się z 4 osób wyrusza na podbój Pekinu a dokładnie uliczki - targowiska gdzie niby mają sprzedawać wszystkie dziwne rzeczy do jedzenia. Tak jak wcześniej wspomniałem, był jeden kolega nazwany prze mnie testerem żywieniowym, który znał dokładną lokalizację tejże ulicy szkopuł w tym że dotarliśmy tam na miejsce 30 minut za wcześnie i nic nie zastaliśmy. Ponoć od godziny 17 miało się tam coś zadziać :)
Oczywiście głód zaczął doskwierać, ulica ala taki deptak wszędzie same drogie sklepy jakiś projektantów mody itp. i nigdzie porządnego chińskiego jedzenia no i gdzie mogliśmy skończy aż wstyd się przyznać - macdonald :)
Po big macu wróciliśmy na ową uliczkę ale ani widu ani słychu po straganach, lekko zawiedzeni wróciliśmy do hotelu, ale nie ma złego co by na dobre nie wyszło i wieczorem w związku z tym że nie było obiadokolacji w hotelu udaliśmy się całą grupą do lokalu w którym byliśmy na początku wycieczki w pierwszych dniach w Pekinie.


Fascynujący, pachnący jedzeniem i herbatą, kraj miłych ludzi, kraj który swoją pracowitością "nabawił" się smogu. Kraj który chodź raz, każdy z nas powinien zobaczyć tego sobie (jeszcze raz) i Wam życzę ;)